Zofia Chorąży urodziła się w Białej Podlaskiej, jej ojciec był urzędnikiem na kolei. Chodziła do szkoły, ale uczyć się mogła w niej po rosyjsku. Przyszłego męża wdowca zdecydowała się przygarnąć z dwójka dzieci. Z całą rodziną przeprowadziła się do Domaczewa (teraz to już Białoruś) niedaleko Brześcia.
To było takie żydowskie miasteczko, Żydzi przyjeżdżali tam też na letnisko. Jak ze szkoły chodziła na plac w mieście, to część dzieci rozchodziła się do bożnicy, cześć do kościoła ewangelickiego, inni do cerkwi. A katolików, zostawała jedynie garstka. Kiedy wybuchła wojna – ciężko było. Najpierw Ruscy traktowali rodzinę jak kułaków. Wszystkich mieli na Syberię wywieźć. Chorążowie też wpisali byli na kolejną listę, gdy nagle Niemcy najechali na Związek Sowiecki. I jedni i drudzy aresztowali ojca Pani Zofii.Bywało tak, że w nocy ruska partyzantka nachodziła, a rano Niemcy. Może dlatego że najstarszy syn był w AK. Zdjęcia zabierali i stawiali pod ścianami jak na rozstrzelanie. Zaraz po wojnie została zarządzona ewakuacja. Do Romartowa rodzina Chorążych sprowadziła się dopiero w 1946 r. Dostali gospodarstwo 20 ha.
Zofia Chorąży wychowała sześcioro dzieci, jeden syn to inspektor ds. młynów w Głownie, córka była księgową w Powiatowym Zakładzie Weterynarii w Łęczycy. Miała też trzydzieścioro wnuków i czworo praprawnuków.